Albumy Wejchertów
Wątek i osnowa. Subiektywny biogram Wejchertów
1. Wejchertowie
Odeszli zbyt szybko. Kazimierz, mając 81 lat, w roku 1993, Hanna trzy lata później, mając lat 76. Było to dość niespodziewane, w końcu dziś prawie wszyscy ich najbliżsi uczniowie są starsi i wiedzą, ile jeszcze mogą zdziałać. Ale też wiemy, że Wejchertowie swoich lat nie tracili. Kazimierz, architekt od 1935 roku, był jednocześnie trzy razy mistrzem i trzy razy wicemistrzem Polski w siatkówce z drużyną AZS. W czasie wojny obronił doktorat, ale był też zaangażowany w walkę z okupantem i jako porucznik AK brał udział w powstaniu warszawskim. W 1945 roku, po powrocie z obozu jenieckiego, od razu ruszył do pracy, nie odchodząc z niej aż do końca. Hanna, młodsza od męża o osiem lat, studia ukończyła po wojnie i też od razu rozpoczęła pracę. Zakończyła ją w roku śmierci, jako ostatni tekst pisząc dla mnie opinię potrzebną do awansu profesorskiego.
2. Wejchertowie w życiu ich uczniów
Być może dla wielu czytelników taki wstęp do tekstu o Hannie Adamczewskiej-Wejchert i Kazimierzu Wejchercie wygląda jak laudacja wygłaszana przez ucznia, który wiele zawdzięcza swoim Mistrzom, ale ja nie wstydzę się emocjonalnego zaangażowania w opowiadaniu o Nich. Od nas wszystkich Im się to należy. O tym będzie ten tekst.
3. Wejchertowie w pospiesznych podróżach
Od roku 1951 życie Wejchertów było ciągłą podróżą. Na Śląsku budowali miasto, w Warszawie uczyli, trzeba też było być w innych miejscach.
Wyjeżdżali z Tych w poniedziałek rano, na ogół pociągiem, przed południem wchodzili już na Wydział Architektury na Koszykowej. Byli w profesorskich strojach roboczych, Wejchert w szarym garniturze, biała koszula, ciemny krawat, Adamczewska – garsonka albo sweterek, niski obcas, żadnej przesadnej biżuterii. Szli na drugie piętro, do pokoju 208. Tam rozmowa z asystentami, wykłady piętro niżej, przeglądy prac studenckich, spotkania na różnych szczeblach hierarchii zawodowej, co któryś wtorek zebranie Rady Wydziału, wydanie dyspozycji komu trzeba na drugą część tygodnia, wyjazd do Tych powiedzmy w środę. Tam ten sam co w Warszawie bieg pomiędzy zagadnieniami do rozwiązania, tyle że w biurze projektowym, i najważniejsze tyskie zadanie – projektowanie miasta.
To nie było wszystko. Była córka Dorota i jej sprawy, a z upływem czasu także sprawy dzieci Doroty. Obowiązkowe wakacje – kajak, piesze górskie wyprawy, potem samochód Renault 16 (Wejchert: „trochę się pokręciliśmy po serpentynach Amalfi”). Hanna, gdy miała nieco czasu, tworzyła albumy dokumentujące życie obojga, rodziny i plejady przyjaciół i znajomych, nie zapominała też o ówczesnych realiach. Pokazała kiedyś na wklejonych w album zdjęciach nowy parterowy pawilon handlowy w Tychach, na którym, wzdłuż witryn, „oddany sprawie” działacz ustawił wielki napis: „nie ma Polski bez socjalizmu”. Traf chciał, że wyrazy „nie ma” wypadły nad napisem „mięso”. Oczywiście afera. Pamiętacie Państwo dzień wprowadzenia stanu wojennego i wywieszony na kinie Moskwa w Warszawie tytuł filmu „Czas apokalipsy”? W PRL-u wystarczyło dobrze patrzeć, a to Adamczewska umiała jak mało kto. Toteż, gdy można już było zajrzeć do wiadomych teczek, okazało się, że według bezpieki fatalnie odnosiła się do ówczesnej rzeczywistości. Nie było więc zaskoczenia, kiedy służby zatrzymały nas, czwórkę studentów, w drodze do Tych 14 marca 1968 roku, tuż przed przemówieniem Gierka w Katowicach, mój przesłuchujący oznajmił, że „ta wasza pani mecenas w ogóle wam nie pomoże”.
4. Czas poza pracą
Wytchnieniem dla Kazimierza było fotografowanie wody, jej płaszczyzn w różnych stanach, miejscach, w słońcu i w deszczu, czystej i ze smugami nieokreślonych substancji, układających się we wzory i desenie, które tylko on umiał dostrzec. Wytchnieniem dla Wejchertów, ale i dla nas, ich warszawskich podkomendnych, pracujących w dydaktycznej maszynie, były otwarte, wieczorne spotkania w katedrze, pod hasłem: „przyjdź z własnym stołkiem”. Nie było wiadomo, co Wejchert zaordynuje jako temat spotkania, rodziły się one ad hoc, suspens wart był obecności, toteż zaintrygowanych uczestników było sporo. Sprawdzało się hasło, bo miejsc siedzących bez przynoszonych stołków zawsze by brakowało.
Co jakiś czas Wejchertowie urządzali spotkania dla zaproszonych gości w domu na Orężnej na Sadybie. Dom wyróżniał się tym, że był parterowym budynkiem atrialnym, częścią zespołu takich budynków, wystawionych w dzielnicy tzw. kostek peerelowskich, czasem przyozdobionych ganeczkiem albo dwuspadowym dachem, i pewnej ilości budynków przedwojennych, pamiętających pierwszy polski modernizm. Domy atrialne były tu estetycznym wyzwaniem.
Na spotkaniach na Sadybie, po obejrzeniu irysów w ogrodzie, które Wejchert hodował także na Norwida w Tychach, pojawiały się pokazy wodnych przezroczy do starannie dobranej muzyki, jedliśmy jakieś ciasto, alkoholu nie było, taki to był usportowiony dom. Często był także turniej układania krótkich wierszyków na zadane tematy albo takich, w których trzeba było użyć kilku słów podrzuconych przez obecnych. Na przykład: pieprz, chrust, figielek. Jednej osobie wyszło tak: „Dała pieprzu do chrustu, figielek to przedni, pieprz buźki wykrzywia, tym co chrust ów zjedli”. Wejchert pisał też poważniejsze wiersze. Tworzywem były wspomnienia, niezapomniane lata w domu w Ząbkach, lata gry w siatkówkę, którą ze łzami w oczach porzucił (perswazja ojca, też Kazimierza: „z siatkówki nie wyżyjesz”), lata okupacji wypełnione akowskimi aktywnościami, powstanie, obozy jenieckie, powrót w 1945 i od razu praca. Nie stronił też od lżejszych form, w tym limeryków, bardzo zręcznych w formie i z sympatią portretujących znajomych.
5. Wejchertowie jako tyscy gospodarze
Często – jako studenci – jeździliśmy do Tych, zapraszali nas kilka razy do współpracy przy konkursach, co było zaszczytem. Mieszkaliśmy w basemencie, śpiąc dłużej niż Wejchertowie, a to dawało Adamczewskiej szansę na zbieganie na dół z parującym dzbankiem kawy i radosnymi okrzykami, że czas wstawać. Była w szlafroczku z falbankami pod szyją. Wejchert miał sposoby bardziej zdecydowane: podjeżdżał samochodem pod okienko i naciskał pedał gazu do dechy.
Zostawaliśmy w Tychach sami, pod opieką Babci Antoniczki i z zapasem jedzenia produkcji Hanki. Raz była to miska śledzi w śmietanie, raz ta sama miska pełna kiszonej kapusty. Wybieraliśmy inne warianty, restaurację na placu Bieruta (dziś Baczyńskiego) albo śląskie obiady Babci Antoniczki, które jadaliśmy, niespiesznie z nią pogadując o Wejchercie, dużym chłopie, który jak raz wszedł na drabinę za oknem, to jak chmura zasłonił całe światło i w kuchni było ciemno.
Ale bywało odwrotnie. Adamczewska sama jechała do Tych, Wejchert znajdował w kieszeni 10 złotych: „panie Sławku, w Polonii grają Piękność dnia, wie pan, z Deneuve, nie ma co tu siedzieć, chodźmy, a Hance nie ma co o tym opowiadać, bo może tę dychę zgubiła?”. Albo jeszcze inaczej, jestem w Tychach, Adamczewska w Warszawie, malujemy z Wejchertem tabliczki z nazwami irysów, farba gęstnieje, Wejchert idzie po rozpuszczalnik, wraca: „rozpuszczalnika w piwnicy nie ma, ale znalazłem nalewkę na morelach, no to po kieliszku, bo akurat leci transmisja z hokejowych mistrzostw, a tabliczki nie uciekną”.
6. Akcja planów uproszczonych
Kazimierz Wejchert miał duszę romantyka, niezważającego na trudności, jakie mogła sprawić praca, której się podejmował. Interesowała go wielkość celu. Ciekawe, czy znał powiedzenie Daniela Burnhama, który 70 lat wcześniej stworzył w architekturze i urbanistyce USA Ruch Upiększania Miast i zwykł mawiać, że interesują go tylko największe zadania, bo tylko one potrafią poruszyć serce mężczyzny. Wejchertowski romantyzm był zaraźliwy. Dotknął Hanny Adamczewskiej i całej grupy studentów, startujących na studiach tuż po wyzwoleniu, gdy Kazimierz przyszedł na Koszykową i oznajmił, że podjął się natychmiastowego wykonania kilkudziesięciu planów miast leżących wokół Olsztyna i Szczecina [Gzell 1973]. Dla uspokojenia nastrojów dodał, że będą to plany uproszczone, ale co to miało oznaczać? Przecież nie rezygnację z jakości, o tym Wejchert nigdy by nie pomyślał. Wiedział sporo o miastach tego typu, w czasie wojny napisał między innymi o nich doskonałą pracę doktorską pt. „Miasteczka polskie jako zagadnienie urbanistyczne”. Promotorem był Tadeusz Tołwiński, szef Wejcherta na tajnej Politechnice i zresztą projektant miasta-ogrodu Ząbki, gdzie rodzina Wejchertów mieszkała przed wojną.
Żeby zaprojektować plany wskazanych 70 miast (!) trzeba było najpierw dokonać ich inwentaryzacji. Zaczęło się więc od podróży otwartą ciężarówką w zacinającym wczesnozimowym śniegu i od poszukiwania materiałów kartograficznych w opuszczonych ratuszach. Nie obeszło się bez spotkań z szabrownikami, nieufnymi autochtonami i równie nieufną nową władzą. Na podstawie obserwacji trzeba było na miejscu podejmować decyzje co do sposobu zagospodarowania i formy proponowanej zabudowy. Potem powrót do Warszawy, dyskusje i ostateczne rysunki. Wszystko w niecały rok, prawie bez pieniędzy, z mieszkaniem gdzie się dało, za to z poświęceniem i prawdziwym zapałem. Zakończyło się przekazaniem planów zamawiającemu urzędowi i wystawą, po której nagle okazało się, że władza nie bardzo wie, co zrobić z zebranym materiałem. Przestano się nim chwalić, choć było to osiągnięcie unikalne w skali Europy, zważywszy na fakt, że w wielu miastach plany uproszczone wisiały przez lata w burmistrzowskich gabinetach. Można było mieć dość urbanistyki, ale w tym samym czasie, na szczęście, pojawiło się równie romantyczne zadanie: budowa nowego miasta po wygranym konkursie. Tak ruszyła budowa Tych, zwanych wtedy nieformalnie Nowymi Tychami.
7. Tychy – polityczne decyzje
Decyzja o budowie miasta zapadła w uchwale Prezydium Rządu z 4 października 1950 roku. Wybór miejsca spowodowany był wyznaczeniem w powiecie tyskim lokalizacji kilku kopalń – możliwość zorganizowania załóg górniczych warunkowana była przygotowaniem dla nich mieszkań. Uznano, że łatwiej będzie o to w mieście nowym niż w którymkolwiek z istniejących. Uznano też, że nowe miasto zapewni mieszkańcom lepsze warunki zdrowotne niż byłoby to możliwe w istniejących miastach Śląska. Ostateczne założenia dla miasta zatwierdzono w 1952 roku, a plan został zaakceptowany 19 marca 1953 roku decyzją Prezydium Rządu.
Pierwsze opisy miasta miały polityczne podteksty. Takież znaczenie miały kolejne zmiany jego granic aż do rozporządzenia z 1990 roku o podziale miasta. Było też zabiegiem politycznym stałe nazywanie Tych miastem socjalistycznym, a czasami z dodatkiem, że jest to miasto socjalistyczne w treści i narodowe w formie [Szczepański, 1991], choć ten slogan dotyczący socrealizmu jest tu nie na miejscu. Pisali na ten temat Wejchertowie: „W latach dziewięćdziesiątych, w latach krytyki rządów komunistycznych […] i wszystkiego, co zrobiono w tym czasie, w tym również realizacji urbanistycznych, pojęcie miasto socjalistyczne stało się pojęciem całkowicie negatywnym. Ale w roku 1951 rozprawiano na ten temat w środowisku profesjonalnym całkowicie bez akcentów politycznych, z całą powagą i zaangażowaniem, pragnąc uniknąć w nowych zespołach mieszkaniowych cech uznanych powszechnie za złe w miastach kapitalistycznych” [Adamczewska, Wejchert 1995].
8. Tychy – początek
Puste pola, na papierze plan miasta, jakie Wejchertowie chcieliby mieć, ściągnięte młode architektoniczne małżeństwa Czyżewskich, Dziekońskich i Włodarczyków, kompletowanie reszty zespołu, tak się to zaczynało. Ale na tych pustych polach pomiędzy Starymi Tychami ze znanym powszechnie browarem a jeziorem Paprocany, Wejchertowie rozpościerali schemat przyszłego miasta. Był niesłychanie prosty. Śródmieście wpisane było w kwadrat głównych ulic o boku jednego kilometra, przecięty równoleżnikowo linią kolejową, a południkowo zieloną osią. W narożnikach kwadratu mieściły się centra czterech dzielnic. Śródmieście otaczały kolejne dzielnice wpisane pomiędzy główne linie komunikacyjne. Pozioma linia kolejowa, prowadzona w wykopie, z dworcem Tychy Miasto na przecięciu z zieloną osią, miała być podporą dla śródmieścia albo centrum. Dworzec, zapowiadający się jako znakomity przykład modernistycznej architektury, zaprojektowali jakiś czas później Marek Budzyński, Adam Kowalewski, Andrzej Moszczyński i Jan Szymczyk. Z powodu oszczędności do realizacji nie doszło. Za to jeszcze przed rozpisaniem konkursu na całość miasta, w północnej części terenu, prof. Tadeusz Teodorowicz Todorowski wybudował osiedle nazwane osiedlem A, jako że wszystkie tyskie osiedla, w miarę budowy, otrzymywały jako nazwę kolejną literę alfabetu. Osiedle A było na wskroś socrealistyczne, co dziś nie jest już zarzutem, po pierwsze, po formalnych doświadczeniach postmodernizmu, po drugie, dzięki utrzymaniu zabudowy w ludzkiej skali, dalekiej od gigantomanii obserwowanej w większych ośrodkach. Jest małomiejskie. Łączy się przez to dość harmonijnie z osiedlem B, gdzie Wejchertowie świadomie kreowali również małomiejski krajobraz. Nie bez znaczenia była bliskość Starych Tych z rynkiem doprojektowanym do kościoła pw. Marii Magdaleny.
9. Nowe Tychy – miasto socjalistyczne
W planie Tych było wszystko, czego potrzebuje miasto: place, ulice, rozległe zielone przestrzenie, usługi. Dziś moglibyśmy się upierać, że był to plan demiurgiczny, z góry decydujący co gdzie ma być, ale wiemy, że jego opisany wyżej schemat (poza kwadratem głównych ulic i dwiema osiami) był dość elastyczny. Pozwalał na wprowadzanie wielu zmian, co Adamczewska opisała już w 1961 roku w unikalnej w tamtym czasie książce „Wpływ realizacji na przemiany planu miasta”. Wejchertów irytowało pojawienie się fabryk domów, a co za tym idzie, stosowanie powtarzalnych elementów budowlanych. Zestawienie z nich ciekawego w formie i funkcjonalnego obiektu udawało się nieczęsto.
Hanna Adamczewska odważnie przypominała, jak widzi to opinia społeczna: „Monotonna, kamienna pustynia, siedlisko pozbawione usług, architekci pozbawieni wyobraźni, szarzyzna”. Obserwując kolegów w Tychach i gdzie indziej, dochodziła do dramatycznych stwierdzeń co do postaw ludzi projektujących w tamtych czasach: „Jeżeli ludzie są obojętni, to dla nich jest to sprawa przerobu i wszystko jedno, co robią. Jeśli obojętni nie są, ulegają w końcu nieprawdopodobnym naciskom psychicznym i sfrustrowaniu. Mam wielu kolegów, od 45 lat do 50, których nie wiek, ale zmęczenie upoważnia do tego, że […] rozważają, kiedy i w jaki sposób przejść na emeryturę” [Adamczewska, 1979]. To też jest lekcja, którą dały nam socjalistyczne Nowe Tychy. Polega ona na tym, żeby (jak pisał Max Weber) uzbroić się stałością serca, która potrafi stawić czoło także klęsce wszelkiej nadziei.
10. Nowe Tychy – miasto modernistyczne
Cechy miasta modernistycznego wymienia i opisuje Karta Ateńska z 1933 roku. Tak więc – biorąc za punkt odniesienia opis miasta w Karcie Ateńskiej – można stwierdzić, że Nowe Tychy były / są bez wątpienia miastem modernistycznym. Powstawały na schyłku modernizmu, ale przecież lata pięćdziesiąte XX w. są w historii modernistycznej architektury i urbanistyki okresem ostatniego wybuchu nowatorskich koncepcji. W tych latach zaprojektowano i realizowano dwie wielkie stolice, Chandigarh i Brasilię. Charakteryzowały się tym, że wyszły poza projekt osiedla, podstawowy realizowany produkt lat dwudziestych i trzydziestych, realizując wizje miejskie.
Na przykład Brasilia, wymyślona jako całość na deskach architektów – plan miasta i ważniejsze obiekty zostały narysowane przez zespół Lucio Costy i Oscara Niemeyera w wyniku konkursu z 1957 roku. Brasilia ma jednakże i trzeciego autora, prezydenta Juscelino Kubitschka, który w 1955 roku jasno postawił sprawę budowy stolicy jako zadania mającego sprawdzić ducha i możliwości narodu. Nie była to budowa „miasta na pustyni” jak mówiono, ale danie impulsów rozwojowych niewykorzystanym terenom leżącym z dala od tradycyjnych centrów gospodarczych kraju. To się powiodło i mieszka dziś tam ponad trzy miliony osób.
Można mówić, że wokół Brasilii rosną slumsy, że (jak w każdym innym mieście) są nędzarze, że różne braki przeszkadzają żyć. Ale równocześnie jest to największy i najbardziej znaczący przykład zastosowania Karty Ateńskiej, o tyle istotny, że dekretowany przez Kartę funkcjonalizm wzbogacony został przez dodanie czynnika kompozycji, a kompozycja ta stale jest uzupełniana. Jest więc Brasilia żyjącym i przetwarzającym się muzeum modernizmu oraz argumentem „na tak” w dyskusji, czy miasto może być dziełem sztuki. To prawdziwy zabytek jutra, wpisany w 1987 roku przez UNESCO na listę najważniejszych obiektów dziedzictwa kulturowego ludzkości.
W podobny sposób można opisać Tychy. Przedmiotem opisu może tu być zarówno pierwszy plan konkursowy, jak i miasto zrealizowane, jako że do dziś utrzymane są w nim podstawowe elementy planu – prototypu. Schemat planu miasta, narysowany jako całość na deskach konkurujących architektów, był wzbogacany interesującą architekturą. Na osi zielonej, tam, gdzie przecina się z ulicą ograniczającą śródmieście od północy, zlokalizowano tyski kapitol. W jego skład weszły następujące obiekty: ratusz, Dom Organizacji Społecznych i budynek przeznaczony na siedzibę banków. Pierwszy z nich, trójramienny wielokondygnacyjny ratusz, był siedzibą władz miejskich. Za projektem układu urbanistycznego stali: Hanna Adamczewska, Wacław Jaciow, Kazimierz Wejchert. Kolejny, a więc niegdysiejszy Dom Organizacji Społecznych, będący w przeszłości siedzibą PZPR, to dziś szkoła muzyczna. Projektowali go Wacław Jaciow, Emilian Piasecki i Kazimierz Wejchert. Ostatni budynek zgodnie z pierwotnym przeznaczeniem mieści m.in. siedziby banków i PZU. Zaprojektowali go Marek i Ewa Dziekońscy. Wspomniany plac wokół tych budynków jest „jedną z najważniejszych przestrzeni publicznych w mieście”. Uatrakcyjnia ją „otwarcie widoku spomiędzy budynku ratusza i komitetu PZPR na park i pomnik oraz widok ku południu po osi zielonej aż do dalekich perspektyw Południowej Dzielnicy miasta” [za: Adamczewska, Wejchert 1995]. Plac ratuszowy łączyć się miał z ciągiem przestrzeni publicznych, których początkiem był stary rynek, plac utworzony u stóp kościoła pw. św. Magdaleny, a zamknięty z drugiej strony bryłą Teatru Małego (Hanna Adamczewska, Felicja Matyśkiewicz, Kazimierz Wejchert).
W tym opisie Tychy upodobniają się do Brasilii, bo podobnie jak tam kluczem do osiągania zamierzonych celów planistycznych była wielkoprzestrzenna kompozycja urbanistyczna. Realizowano ten zamysł wiążąc decyzje planistyczne z decyzjami w skali projektowania urbanistycznego i architektonicznego. Zresztą Kazimierz Wejchert inaczej projektować nie umiał – plan obrysowywał szkicami budynków i ich otoczenia. Trzeba tu przypomnieć, że wraz z początkami projektowania Tych Wejchert wprowadził na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej przedmiot Elementy Kompozycji Urbanistycznej i nie jest to zbieżność przypadkowa.
Na ile jednak Tychy były świadomie modernistyczne? Wejchertowie twierdzili, że Karta Ateńska była w ich środowisku niemal nieznana, raczej wzorem była „Urbanistyka” Tadeusza Tołwińskiego. Autorzy prac konkursowych z 1951 roku nie mieli bezpośrednich kontaktów z nowymi miastami Zachodniej Europy, a wiadomości o nich czerpano z nielicznych publikacji. Tak więc autorzy prac konkursowych (Adamczewska i Wejchert, Tadeusz Zieliński, Tadeusz Ptaszycki, Tadeusz Teodorowicz–Todorowski) polegali głównie na intuicji, fantazji i odrzucaniu złych cech kapitalistycznych miast przedwojennych.
Na początku, tam gdzie Wejchertowie zaczynali Tychy, mamy do czynienia z formami małomiejskimi (stare Tychy i osiedle B), od których przeszli, po odwilży roku 1956, gdy przybywało kontaktów z zachodem Europy, do osiedlowego sposobu zabudowy. W tej konwencji powstają w latach 60. m.in. osiedla E2 i D1, a potem dalsze. A więc podobieństwo do europejskiego modernizmu narastało, choć równocześnie rosły administracyjnie ograniczenia, spłycające jego ideowe zasady.
Próbą odwrócenia trendu był projekt osiedla „Stella”. Idea stworzenia „Stelli” wiązała się z realizacją uruchomionego w 1974 roku Programu Rządowego PR-5. Zasadniczym celem programu PR-5 było wytyczenie kierunków rozwoju budownictwa mieszkaniowego po roku 1990. W przypadku „Stelli” projektanci otrzymali zadanie dostarczenia przykładów dla nowych osiedli i dzielnic w miastach małych i średniej wielkości. Biorąc pod uwagę liczebność takich ośrodków, rozwiązania wypracowane w Tychach miałyby najszerszy zakres oddziaływania.
Zespół Hanny i Kazimierza Wejchertów w pełni wykorzystał warunki, jakie stwarzał program PR-5. Pracę rozpoczęto od przygotowania opracowań badawczych, wykonanych w Instytucie Urbanistyki i Planowania Przestrzennego Politechniki Warszawskiej. Na podstawie badań opracowano tezy do koncepcji projektowej osiedla, którą przygotowano w biurze projektowym Miastoprojekt Nowe Tychy. Niestety, początek lat osiemdziesiątych nie sprzyjał takiej działalności i projekt „Stella” upadł.
11. Nie ma takiego drugiego miasta w Polsce
I w takiej rzeczywistości porażek i sukcesów Tychy trwają do dziś. Wejchertowie interesowali się cały czas tym, kim są mieszkańcy miasta – świadectwem tego są chociażby publikacje: „Miasto na warsztacie” (1969) i „Ludzie nowego miasta” (1992). To dla tyszan budowali miejsca pracy i odpoczynku, mając na uwadze realizację różnych potrzeb mieszkańców.
12. Wątek i osnowa.
Być może Czytelnik tego tekstu odnajdzie w nim to, co było wątkiem działalności i życia Wejchertów. Można tu mówić np. o romantyzmie, o oddaniu się pracy, o splocie twórczości i teorii, o poczuciu obowiązku. Na tak nazywane wątki przychodzi osnowa – jest nią całe życie architekta, chciałbym, żeby Czytelnik o tym wiedział i pamiętał.
Prof. dr hab. Inż. Sławomir Gzell
Architekt, urbanista, pracownik naukowo-dydaktyczny. Uczeń i wieloletni współpracownik Hanny Adamczewskiej-Wejchert i Kazimierza Wejcherta na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej